Legalizacja hamulców tarczowych w rowerach szosowych
Sprzęt 07.01.2016 zaktualizowano 29.12.2020

Legalizacja hamulców tarczowych w rowerach szosowych

Czas czytania: 4 minuty
Liczba wyświetleń: 4278

Hamulce tarczowe, a zwłaszcza ich wydajniejsza, hydrauliczna wersja, goszczą w rowerach już od wielu lat, nikogo swoją obecnością nie dziwiąc.

W maszynach szeroko pojętego typu MTB to już wręcz standard – jedynie w najtańszych modelach spotykamy hamulce typu v-brake. Naturalną drogą rozwoju przemysłu rowerowego jest adaptacja takich sprawdzonych rozwiązań na potrzeby innych typów rowerów. Efektem tego procesu jest, obserwowane od kilku lat, zjawisko wyposażania rowerów szosowych (a wcześniej przełajowych) w hamulce tarczowe.

Nie jest tajemnicą, że tradycyjne szosowe hamulce typu u-brake nie należą do najmocniejszych na rynku – są małe, lekkie, oparte na bardzo prostej konstrukcji, ale nie w każdych warunkach tak samo wydajne. Oczywiście przy odpowiednio mocnym wciśnięciu klamek zablokują koło, ale nie o to przecież chodzi – unieruchomione koło ślizga się po asfalcie, rower traci stabilność, co często kończy się upadkiem. Problemem jest co innego – modulacja, a dokładniej jej brak. W standardowych hamulcach szosowych ciężko precyzyjnie dawkować siłę hamowania. Granica między delikatnym zwalnianiem a zablokowaniem koła jest niewielka, utrudnione jest więc precyzyjne kontrolowanie prędkości np. na zjazdach. Dodatkowym problemem tego typu hamulców jest znaczne obniżenie skuteczności w niskich temperaturach oraz podczas odpadów deszczu. Jako wadę wymienia się także konieczność stosowania cięższych obręczy, które muszę być wyposażone w grubsze ścianki, przystosowane do częstego kontaktu z klockami hamulcowymi. Dodatkowo podczas długotrwałego hamowania obręcz rozgrzewa się, prowadząc w ekstremalnych przypadkach może prowadzić do wybuchu dętki, co przy dużych prędkościach skończy się zapewne bardzo bolesnym upadkiem. Jest więc sporo wad, których istnienie skłoniło inżynierów do pracy nad adaptacją hydraulicznych hamulców tarczowych na potrzeby rowerów szosowych. Cały proces nadzoruje oczywiście Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI), która czuwa nad bezpieczeństwem zawodników startujących w oficjalnych zawodach. Sezon 2016 będzie w tym względzie przełomowy. Co nowego przyniesie?

Zalety stosowania hamulców tarczowych w rowerach szosowych

Tarczówki w szosie już niemal nikogo nie dziwią. Począwszy od 2010 roku zaczęły dość regularnie pojawiać się w amatorskich rowerach szosowych. Kilka lat eksperymentów pozwoliło w pełni zaadaptować to rozwiązanie na potrzeby najszybszych z rowerów. Zbiorniczki z płynem hamulcowym udało się ukryć w klamkomanetkach, widelce i tylne widełki w ramach przystosowano do montażu zacisków hamulcowych, a odpowiednie komponenty pojawiły się w ofercie wszystkich czołowych producentów osprzętu rowerowego z całego świata.

Liczne testy pokazują, że rozwiązanie to sprawdza się w rowerach szosowych – nareszcie hamulce działają niemal w każdych warunkach atmosferycznych, możliwe jest precyzyjne dawkowanie siły hamowania, kolarze mogą w pełni panować nad rowerem przy wysokich prędkościach. Udało się zredukować wagę zestawów hamulcowych tak, że wyposażone w nie rower szosowy jest jedynie nieznacznie cięższy od tradycyjnych modeli. Opracowano lżejsze, pozbawione powierzchni ciernych, obręcze. Nie sprawdziły się także głośne obawy części rowerzystów oraz branżowych specjalistów, sygnalizujących wzrost oporów powietrza w wyniku stosowania tarczówek – owszem, opór rośnie, ale nieznacznie, niemal niezauważalnie. A na pewno nie na tyle, aby przyćmić bezdyskusyjne korzyści płynące z użytkowania tego rodzaju hamulców. Nowatorskie rozwiązanie dostępne jest powszechnie w rowerach amatorskich, ale, na mocy decyzji UCI, nie pojawiło się dotychczas w oficjalnych zawodach. Sytuacja zmieni się z początkiem roku 2016 – wbrew wcześniejszym planom, które zakładały dopuszczenie tarczówek do zawodów szosowych od sezonu 2017, stanie się to rok wcześniej. Co powstrzymywało UCI przed wprowadzeniem takiej decyzji?

TREK CROSSRIP ELITE

Wady stosowania hamulców tarczowych w rowerach szosowych

Szosowe hamulce tarczowe, pomimo swoich niezaprzeczalnych zalet, długo nie podobały się członkom Międzynarodowej Unii Kolarskiej, która nie dopuszczała do stosowania tego rozwiązania w oficjalnych wyścigach. Na co najbardziej zwracano uwagę? Sygnalizowano przede wszystkim niebezpieczeństwo, jakie mogą powodować tarcze podczas kraks z udziałem kilkudziesięciu kolarzy, które w zawodowym peletonie są na porządku dziennym. Latające nad głowami kolarzy rowery i same koła wyposażone w ostre, często rozgrzane tarcze postrzegano jako poważne zagrożenie dla zdrowia zawodników.

Sygnalizowano także, że wydajniejsze tarczówki mogą powodować wspomniane kraksy – wyposażony w nie zawodnik hamujący w peletonie zrobi to znacznie szybciej od tradycyjnie wyposażonego kolegi, który, zaskoczony nagłym hamowaniem, wpadnie na tego pierwszego i spowoduje upadek całej grupy. Także szeroko rozumiana równość szans spędzała sen z powiek ekspertom z UCI – drużyny stosujące hamulce tarczowe miałyby przewagę nad mniej zamożnymi drużynami, zmuszonymi do stosowania tradycyjnych rozwiązań. Presja środowiska kolarskiego była jednak wysoka – wady wskazywane przez UCI były faktycznie pewnego rodzaju zagrożeniem, ale, zdaniem większości ekspertów, nie górowały nad niezaprzeczalnymi zaletami stosowania tarczówek. Pod koniec sezonu 2015 nastąpił oczekiwany przełom.

Legalizacja hamulców tarczowych w szosach od sezonu 2016

Opory UCI przed legalizacją tarczówek w szosach są oczywiście uzasadnione. Na szczęście od kilku lat prowadzone były testy, mające obalić wymienione powyżej wątpliwości. Wybrane zespoły z profesjonalnego peletonu sprawdzały hamulce tarczowe m.in. w wyścigu Vuelta a Espana w 2015 roku. Próby wypadły pomyślnie, czego efektem była przyśpieszona, długo wyczekiwana decyzja – począwszy od sezonu 2016 możliwe będzie stosowanie hamulców tarczowych we wszystkich oficjalnych wyścigach szosowych. Nie będzie to oczywiście obowiązek, w dalszym ciągu widywać więc będziemy tradycyjne hamulce. Szykuje się więc bardzo ciekawy sezon, po którym powinno być jasne, które z rozwiązań jest skuteczniejsze. Oczywiście zewsząd słyszy się głosy, że tego rodzaju modyfikacje to przede wszystkim zabiegi marketingowe, których celem jest napędzenie sprzedaży nowych rowerów i komponentów. Jest zapewne w tym twierdzeniu ziarnko prawdy, ale jeżeli wprowadzane modyfikacje mają służyć poprawie osiągów, przy jednoczesnym zachowaniu właściwego poziomu bezpieczeństwa kolarzy, to dlaczego ich nie wprowadzać? Kto miał rację w tym gorącym sporze? Odpowiedź poznamy pod koniec 2016 roku, który już teraz zapowiada się arcyciekawie. Na pewno będzie na co popatrzeć!

Ocena
5.0 (głosów: 2)
Podziel się
Przeczytaj także
˄

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Nagłówek

Pola oznaczone gwiazdką są wymagane.

zamknij