Michał Kamiński - pierwszy Polak, startujący w Mistrzostwach Świata UCI Zwift w e-kolarstwie
- Blog w BikeSalon.pl
- Wydarzenia
- Michał Kamiński - pierwszy Polak, startujący w Mistrzostwach Świata UCI Zwift w e-kolarstwie
Michał Kamiński. Wiek 22 lata. Z kolarstwem związany od 7 lat i z roku na rok coraz poważniej.
Student SGGW, kierunek gospodarka przestrzenna – ostatni rok. Godząc studia, pracę - na przykład w Sklepie Biegacza - i treningi, właśnie 9 grudnia 2020 zaprezentował się w Mistrzostwach Świata UCI Zwift w e-kolarstwie, które ukończył w drugiej dziesiątce! Od 2020 też członek międzynarodowej, zawodowej drużyny Canyon eSports. Jakim cudem w jednym roku można aż tyle osiągnąć?
Rowerowa miłość
Kolarstwo w przypadku Michała rozniosło się jak wirus za sprawą zainteresowań ojca. Pierwszy dwukołowiec z maleńkimi kołami – Diana. Kolejny, komunijny już na 26 calach. Ale miłość ta potrzebowała rozłąki, żeby dojrzeć, i żeby tęsknota podpowiedziała, gdzie jest serce. Na jakiś czas Michał zarzuca rower na rzecz treningów pływackich, mierząc się z nadziejami rodziców, że po siostrze – wicemistrzyni pływackiej Polski juniorek – przejmie palmę. Ale okazało się, że to nie to. Ani obraz uciekających kafelków i czarnej linii, ani atmosfera treningów nie były satysfakcjonujące. Ale ruch wpisany w DNA rodziny odezwał się już niebawem. Oto jak doprowadził Michała do e-kolarskich Mistrzostw Świata i kontraktu z Canyon eSports.
Kiedy głowa chce więcej, niż może ciało
Po przerwie, gdy zarzuciłem pływanie, najpierw były krótkie trasy, przebieżki rowerowe z kolegami. Potem czas, dystanse i wysiłek zyskiwały na intensywności, aż pomyślałem, czemu nie spróbować czegoś więcej? Pościągać się. I w 2014 roku stanąłem w Maratonie MTB w Międzyrzecu Podlaskim, którego nie ukończyłem! Miałem wypadek. Głowa chciała więcej, nie biorąc pod uwagę umiejętności i możliwości ciała. Ale mimo, że ten start skończył się fiaskiem, nie poddałem się. Dokładnie rok później w tym samym wydarzeniu wziąłem udział, tym razem kończąc wyścig oraz zajmując 3 miejsce w kategorii.
Były jeszcze jakieś wypadki?
Tak. Po maturze brałem udział w wyścigu w Puławach. Tam zdarzył się wypadek, który okazał się na tyle poważny (sic! Złamane kości śródręcza dłoni), że należało zaprzestać treningów w terenie. Lekarze wieszczyli, że odpoczynek od sportu potrwać musi jakieś 4 miesiące.
I co? Odpuścił? Dostosował się do wytycznych lekarzy – „bezwzględny zakaz jazdy”! Nie. Takich rzeczy Michał nie robi!
Nie ukrywam, że generalnie nie biorę środków przeciwbólowych. Wolę tego nie stosować. Ale ból złamanych kości nie odpuszczał. Nie byłem w stanie zwalczyć go i musiałem sobie pomagać. Ale nie odpuszczałem treningu i już po tygodniu zacząłem jeździć na trenażerze.
Nie było wyjścia, trzeba było sięgnąć po trenażer. O! Tu dotykamy kluczowej kwestii. Tak zaczęła się przygoda z trenażerem?
Nie. Trenażer w domu był już wcześniej.
To był od razu szał?
Właśnie nie. Nie zaraziłem się tym od razu. Pojeździłem trochę i nie porwało mnie. Właściwie kompletnie mi to nie podeszło. To był rok 2015 i aplikacje, takie jak ZWIFT, nie były jeszcze popularne. Właściwie ich rozwój dopiero był w powijakach. Gdy po raz kolejny zasiadłem do trenażera, po wypadku w 2017 roku, bardzo zależało mi na tym, by solidnie przygotować się do Tour de Pologne Amatorów. I ta mobilizacja oraz sytuacja sprawiły, że zacząłem się do trenażera przekonywać. Spodobała mi się ta forma jazdy. Zacząłem odkrywać, że brak presji, cisza, spokój pozwalają mi na więcej. To ten rodzaj skupienia w treningu, ten rodzaj rywalizacji mnie mobilizowały skutecznie. Choć trzeba powiedzieć, że wtedy w jazdach udział brało nie 20 tysięcy zawodników, jak teraz, ale garstka, maksymalnie 250 osób. To się dopiero rozkręcało i głównie za granicą. W Polsce o wiele wolniej.
Wziąłeś udział w tym Tour de Pologne?
Tak, tydzień po zdjęciu gipsu (sic! Okres rekonwalescencji po zdjęciu gipsu miał trwać 2 miesiące!). Udało mi się zająć 11. miejsce open, mimo bólu, gdzie przy prędkości 90 kilometrów na godzinę odczuwałem, w ledwo zrośniętych kościach dłoni, naprawdę ostry dyskomfort.
Od kiedy treningi na trenażerze stały się rutyną?
Ponieważ treningi na platformie Zwift coraz mocniej wciągały i z uwagi na wypadek, który właściwie wymusił ćwiczenia „szczędzące” dłoń, trenażer towarzyszył mi każdego dnia. Wtedy też musiał pojawić się ktoś, kto wsparłby mnie i pokierował pod kątem sportowym. Tak zaczęła się współpraca z Adamem Starzyńskim, moim trenerem. Dzięki niemu zacząłem przeobrażać się z amatora w świadomego sportowca. Treningi, które sobie zapodawałem sam były oderwane od moich potrzeb, bywały autodestrukcyjne, w końcu mogłyby mnie zajechać. Dopiero współpraca z trenerem pozwoliła dużo skuteczniej rozwinąć potencjał i w wielu przypadkach zmotywować.
To był początek roku 2016, gdy podjąłem współpracę z trenerem Adamem Starzyńskim. Był to bardzo ważny moment w mojej karierze sportowej. Od tego czasu do treningów zacząłem podchodzić dużo poważniej. Od zawsze staram się wykonywać postawione zadania w 100%. Dodam, że plan treningowy i jego realizacja dają mi dużą satysfakcję i... jak widać owocuje. :)
Treningi pod okiem Adama są ciężkie?
Przede wszystkim trening musi być zbilansowany. Niektóre jednostki są cięższe, niektóre lżejsze. Jest kilka takich treningów, których wybitnie nie lubię, ale to właśnie takie aktywności dają mi najwięcej satysfakcji z ich wykonania. :)
Dlaczego trenażer, a nie kolarstwo na dworze?
Zdecydowana większość kolarzy woli trening outdoorowy. Ale nie oszukujmy się. W Polsce mamy taki klimat, który uniemożliwia właściwy, skuteczny trening na zewnątrz i to już od grudnia do wiosny. Trening przy 2 stopniach, w kałużach, chlapie, zimnym, wilgotnym powietrzu z masą ubrań na ciele, wszystko to sprawia, że nie jesteśmy w stanie wykonać odpowiednich specjalistycznych, intensywnych jednostek. Ograniczona ruchomość, słaba możliwość wentylacji płuc przy zimnym i wilgotnym powietrzu właściwie uniemożliwiają dobry, skuteczny trening. Dodatkowo należy też pomyśleć o czasie na tak zwaną logistykę. Przecież trzeba się ubrać odpowiednio przed treningiem. Ale po zakończeniu ćwiczeń - oprócz doprowadzenia siebie do ładu - nie można zapominać o sprzęcie. Po jeździe w mokrym terenie rower musi być odpowiednio wyczyszczony. Nie ukrywajmy, że taki sprzęt po treningu, ubłocony, mokry zużywa się szybciej, przez co trzeba kolejny dodatkowy wolny czas poświęcić na wyczyszczenie i przygotowanie go do kolejnej jazdy. Dlatego właśnie outdoorowy trening jesienny i zimowy w odróżnieniu od letniego jest o wiele bardziej wymagający i czasochłonny. To też odpowiedź, dlaczego trenażer.
Na trenażerze jeździ się samemu?
Nie. Trenażer, szczególnie właśnie zimą i w realiach pandemii, to ostoja kolarzy. Dzięki tej formie treningu można, wbrew niesprzyjającym warunkom wykonać zaplanowaną jednostkę treningową. Dodatkiem do tego są komunikatory głosowe, które pozwalają rozmawiać z innymi kolarzami z całego świata. Jest to z pewnością wartość dodana, która działa korzystnie na samopoczucie podczas jazdy na Zwift.
Znasz jakiś dowcip o kolarzach?
Tak, znam. Kiedyś dobry kolega, powiedział mi: „że z wiatrem, to i śmieć poleci” :). Trochę śmieszne, ale głównie nawiązuje w trochę prześmiewczy sposób do tych, którzy polują na KOM-y (segmenty na Stravie), szukają jedynie dogodnych warunków, aby zdobyć tzw. „koronkę”. To dosadne, ale pokazuje gonienie jedynie po wynik, nie patrząc na to, jak inni jeżdżą, nie przeliczając i nie biorąc pod uwagę innych współczynników, ważnych w kolarstwie i w rywalizacji.
Czyli żarty o kolarzach to żarty o świadomości sportowej?
Trochę tak. A już poważniej - ta świadomość to ważna rzecz. Zupełnie nieporównywalne są wyścigi kolarskie na Mazowszu i te w górach. Nie można porównywać 10 kilometrów na naszym płaskim jak stół Mazowszu z 10 kilometrami w górach, gdzie mamy podjazdy, zjazdy, zupełnie inne przewyższenia, obciążenia. Zatem nie sam dystans się liczy. Ważna jest świadomość innych współczynników, jak np. czas poświęcony na trening, czy generowane moce.
Na stronie Canyon Esports widnieje lista 20 osób z całego świata, wybranych spośród masy kolarzy, którzy wzięli udział w eliminacjach do dywizji development. Wśród nich są reprezentanci Australii, Meksyku, są przedstawiciele USA, Afryki. Jest i on. Michał Kamiński. Co czułeś, gdy zostałeś zakwalifikowany i otrzymałeś informację, że jesteś kolarzem Canyon ESports U23?
Otrzymałem wiadomość e-mailem. Czytałem ją 3 razy i nie wierzyłem. Początkowo, klikając jeszcze w powiadomienie maila myślałem, że to jakieś wytyczne do wyścigów, że to informacje odnośnie Race To The Underground series – zamkniętych serii wyścigów eliminacyjnych. Nie wierzyłem, że to decyzja. Byłem w szoku.
Moja kariera nabrała tempa z końcówką września 2020!
Wziąłem udział w Race To The Underground. Okazało się, że trasa nie do końca była pod moje predyspozycje. Jednak wyścig wyszedł całkiem nieźle. Pojechałem najlepiej spośród „Missfit” – (osoby rywalizujące o sloty w drużynie). Byłem 4. open, pokonując przy tym parę naprawdę piekielnie mocnych zawodników. To właściwie był niemały sukces. Wtedy też na streamie, który towarzyszył temu wyścigowi, kilkukrotnie pojawiło się moje nazwisko. Parę osób o mnie usłyszało. Poświęcono mi sporo uwagi. Wiadomość przyszła tydzień później. I tak jak powiedziałem, sądziłem, że to będą dalsze wytyczne, instrukcje, co do kolejnych wyścigów. A tutaj czytam, że podjęli decyzję o zakwalifikowaniu mnie. Moja kariera nabrała tempa z końcówką września 2020. Od tego też czasu zacząłem ścigać się w Community League na Zwift. Dodatkowo miałem okazję reprezentować Canyon eSport w głównym składzie podczas MŚ TTT, gdzie zajęliśmy 2. miejsce.
Czym różni się jazda drużynowa na czas od klasycznego wyścigu?
Poziomem wysiłku. Jazda drużynowa na czas to bardzo wymagający rodzaj rywalizacji. Trzeba dać z siebie jak najwięcej. Zbliżamy się do ostatecznych granic, do maksimum możliwości, czujemy krew w ustach. I to jest naprawdę ciężki kawałek chleba, taki wyścig. Tu dajesz z siebie wszystko, nie oszczędzasz się i naprawdę ważna jest komunikacja. Na ZWIFCIE nie ma hamulców. Dlatego trzeba czuć fizykę i dynamikę tej platformy. Zespół musi się rozumieć, musimy wyczuwać moc, dobrze współpracować. Właśnie dlatego, że nie ma tutaj hamulców trzeba umieć wyczuć tempo, kiedy przestać pedałować i nie wyjechać przed kolegę. Na taki start składa się mnóstwo czynników, niezwykle ważna jest taktyka, współpraca oraz dobór odpowiednich zawodników do danej drużyny. Wszystko musi być jak w zegarku.
I co jeszcze jest trudne?
Cała komunikacja jest w języku angielskim. Trzeba słyszeć siebie, a jednocześnie wsłuchiwać się w komendy, ustalenia zmiany. Bywa, że na linii trafiają się problemy techniczne, brak słyszalności, albo jakieś zagłuszenia. Wszystko to sprawia, że drużynowa jazda jest naprawdę trudna.
Komunikacja – słowo wytrych i klucz do sukcesu?
Zdecydowanie tak. Komunikacja to klucz do sukcesu całej drużyny. W Canyon eSport komunikujemy się w języku angielskim. To spory challenge. Różne akcenty, adrenalina, wysiłek, pot, spadająca koncentracja i w tle instrukcje i wytyczne i szum wentylatorów, czy trenażera. No! Nie jest lekko. Kilkukrotnie miałem okazję być „dyrektorem sportowym” podczas kilku wyścigów TTT, gdzie w drużynie byli sami Polacy. Już takie dowodzenie drużyną bywa wyzwaniem.
A pamiętasz jeszcze drużynę BikeSalon Team?
Tak, pamiętam. Cały czas jesteśmy w kontakcie. Ludzie z drużyny wspierają mnie, są obecni. Na przykład Piotrek Kędziorek, Paweł Mikołajczyk – człowiek orkiestra, spec od sprzedaży w Bikesalon na Ostrobramskiej, Michał Barabasz i wielu innych.
Można powiedzieć, że rosłeś z BikeSalon Team?
Na początku mojej drogi byliśmy blisko. Ale ta drużyna specjalizuje się w maratonach MTB i trochę mniej w szosie. A mnie bliższa właśnie jest jazda szosowa i w ogóle jest ona bliższa ZWIFTowi. Jednak odkąd zacząłem jeździć na trenażerze ilość jego zwolenników powoli rośnie. To może być dobry sposób na wypromowanie drużyny. Obserwuję, że coraz mocniej ludzie się przekonują do trenażera. Pomagam innym przekonać się, że to dobry sposób na ruch, że prawdziwe kolarstwo to nie tylko tradycyjna jazda na dworze.
Czy jazda na trenażerze może być tak samo niebezpieczna jak po uskokach górskich.
W czasie jazdy na trenażerze mogę się zagiąć dużo bardziej. Ponieważ nie ryzykuję tutaj żadnym wypadkiem, nie grozi mi żadna karkołomna kraksa, systemy obronne są uśpione. Potrafię jeździć jeszcze mocniej. Nie ryzykuję też żadnym wypadkiem z powodu ekstremalnie wysokiego zmęczenia. Jadę nawet mając mroczki w oczach.
Jak weryfikuje się zawodników ZWIFT?
ZWIFT to nie jest sucha jazda. Tu są ludzie, jest rywalizacja, jest weryfikacja i sprzętu pod kątem technicznym i zawodników pod kątem biologicznym (biologicznym jedynie przy okazji MŚ). Każdy zawodnik na ZWIFT, biorąc udział w wyścigach ligowych, musi zostać zweryfikowany pod kątem sprzętu na jakim jeździ. Istnieje również ZADA (odpowiednik WADA), która poddaje kontroli i sprzęt i zawodnika. Nagrywamy drobiazgowo czynności związane z ważeniem. Każdorazowo przeprowadzana jest szczegółowa kontrola całego sprzętu. Dodatkowo są wyrywkowe kontrole podczas których wybrane osoby muszą wysłać szczegółowe pomiary mocy z trenażera oraz z zewnętrznego źródła mocy. Wszystko jest sprawdzane. Czasami nawet ponad miarę. Na przykład muszę sprawdzać mój wzrost przy każdej weryfikacji. Nawet, gdy startuję dwa razy w tym samym tygodniu. Te parametry sie tak szybko nie zmieniają (śmieję się!).
Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) podjęła decyzję o zorganizowaniu Mistrzostw Świata w E-kolarstwie już w 2019 roku. I tak 9 grudnia 2020 wziąłeś udział w pierwszych w historii Mistrzostwach Świata w wirtualnym kolarstwie. Jak było?
O Mistrzostwach usłyszałem właśnie w 2019. I od razu wiedziałem, że chcę wziąć w nich udział. Nie bałem się braku formy, bo cały czas z sukcesami brałem udział w wyścigach eSportowych. Nie bałem się też kwestii formalnych. Jednak największe wątpliwości dotyczyły kwestii rozegrania wszystkich działań przez Międzynarodową Federację UCI Cycling Esports (Międzynarodowa Unia Kolarska) odnośnie zawodników biorących udział w tych Mistrzostwach. Nie wiedziałem, czy wybierani będą kolarze z realnego peletonu, czy będzie szansa dla osób takich jak ja, jeżdżących na ZWIFCIE z dobrymi wynikami, ale z tak zwanego Community. Na szczęście okazało się, że Federacji udało się połączyć oba scenariusze. W Mistrzostwach brali udział zawodowi kolarze, jak choćby Rigoberto Urán. Były też sławy ZWIFTA – Ollie Johns, Lionel Vujasin czy Lionel Sanders, którzy już pokazali klasę i możliwości na ZWIFCIE, a jednak na co dzień nie ścigają się w pro peletonie. Polskę reprezentowali Paweł Biernas, Marceli Bogusławski, Patryk Sztos, Adam Stachowiak Wojciech Pszczelarski,…ale jako jedyny w tej reprezentacji jestem związany ze ZWIFTEM, choć nie miałem takiej przeszłości jak oni.
Bałeś się o swoje umiejętności?
Nie jestem zawodnikiem World Tourowym. Jednak nie bałem się o moje umiejętności. Wierzyłem, że pójdzie dobrze mimo, że w wielu komentarzach w mediach społecznościowych zderzyłem się z wątpliwościami co do mnie, wynikającymi właśnie z tego, że nie byłem znany tak, jak koledzy z reprezentacji. Nie martwiłem się tym. Wiedziałem, że znam specyfikę ZWIFTA. Rozumiem jego fizykę oraz mój fenotyp odpowiada wyścigom na Zwift.
Jaki będzie sezon 2021?
Sezon, który właśnie się kończy był naprawdę intensywny. Nie odpuszczałem. Działałem cały czas. Jak nie ćwiczyłem to rozciągałem mięśnie. Nawet, razem z moją dziewczyną, sięgnąłem po jogę, aby skuteczniej wspierać regenerację. Rolowanie, rozciąganie i sen. A sezon 2021 to niewiadoma. Zyskałem rozgłos, mam kontrakt z Canyon. Będę startował z lepszymi, w elitarnych wyścigach. Będę mógł się rozwijać. A wiadomo, że żeby się rozwijać trzeba równać w górę, zawsze do lepszych. Wiem, że jest to przestrzeń na progres i wierzę, że to będzie obiecujący dla mojej kariery sportowej czas.
Determinacja, zmotywowanie, siła prosto z serca, bardzo duże pokłady optymizmu. To główne cechy Michała. Niezmordowany i skupiony. Tak go czytam. Z takimi składnikami powstaje na naszych oczach mocny zaczyn na piękne kolarskie jutro. Sprzęgnięte z talentem i jego motywacją tworzą sporą dawkę mocy.
Z BikeSalon Team i zespołem Bikesalon.pl dziękujemy Michałowi za czas, za bardzo sympatyczny wywiad i nadstawiamy ucha, by słyszeć o jego kolejnych sukcesach.
Przeczytaj także
-
Wybieramy pierwszą szosówkę!
-
Oświetlenie rowerowe - dlaczego nie warto na nim oszczędzać?
Dobre oświetlenie rowerowe to podstawa każdego jednośladu - dowiedz się, dlaczego jest to ważny element dwukołowca